Krzysztof Gawlik od ponad 22 lat jest Strażakiem Ochotnikiem w OSP Bytom-Górniki. Aktualnie pełni funkcję Dowódcy, ma także uprawnienia Kierowcy.

A.P: Jak zaczęła się Twoja przygoda z OSP?

K.G: Pasją zaraził mnie mój Tata, który sam był strażakiem ochotnikiem. Mimo, że z biegiem lat zdrowie zaczęło mu odmawiać posłuszeństwa, jeździł na akcje, dopóki tylko miał siłę. Tata był dla mnie wzorem. To od niego wszystko się zaczęło. Mój brat również jest strażakiem.

A.P: Co trzeba zrobić, aby zostać strażakiem ochotnikiem?

K.G: Kiedy ja zaczynałem, w pierwszej kolejności musiałem przejść badania lekarskie, aby w ogóle móc przystąpić do dalszego etapu. Później musiałem odbyć kurs podstawowy, który trwał 3 miesiące. Miałem wtedy zajęte wszystkie weekendy. Po 8 – 10 godzin dziennie zdobywałem kolejne umiejętności i uprawnienia, od ratownika technicznego, obsługi aparatów tlenowych, po ratownika medycznego. Wszystkie te uprawnienia potwierdzone są certyfikatami, które wymagają odnawiania. Zupełnie tak, jak badania czy uprawnienia w pracy. Kolejnym etapem był kurs zaawansowany. Wszystkie kursy organizowane są przez Państwową Straż Pożarną. Ja, z uwagi na to, że przynależę pod PSP Bytom – tam właśnie wszystko realizowałem.

A.P: Macie jakieś szkolenia okresowe?

K.G: Mamy okresowe ćwiczenia. Ich zakres określa Państwowa Straż Pożarna. Ostatnio były zorganizowane ćwiczenia z działania podczas wypadku komunikacyjnego, czyli cięcie samochodu, ratowanie uwięzionych w nim osób, pierwsza pomoc. Mieliśmy także ćwiczenia w lesie, gdzie mierzyliśmy się z wyzwaniem zabezpieczania terenu i udzielenia opieki przedmedycznej przy próbie samobójczej. Są to trudne tematy, ale przygotowują nas do tego, co możemy spotkać podczas akcji. Mierzymy się z bardzo różnymi sytuacjami. Tak naprawdę nigdy nie wiemy, co zastaniemy na miejscu. Zdarzają się sytuacje zaskakujące. Na przykład wchodzimy do budynku, a pod nami walą się schody czy podłoga. Jakiś czas temu zostaliśmy wezwani do płonącej altanki. Zgłaszający zapomniał jednak powiedzieć, że w altance znajdują się dwie pełne butle gazowe. Zrobiło się nerwowo. Natychmiast została ogłoszona ewakuacja. Tak naprawdę nigdy nie wiemy, czy wrócimy z akcji w całości.

A.P: Zdarzały się jakieś wypadki podczas akcji? Ktoś z Was kiedyś ucierpiał?

K.G: Nie, zasadniczo jesteśmy bardzo dobrze zabezpieczeni. Każdy ze strażaków ochotników jest wyposażony w specjalne obuwie ochronne, koszarówkę, ubrania specjalistyczne typu NOMEX, rękawice, kominiarkę, hełm oraz (w razie potrzeby) aparaty tlenowe + maskę. Do usuwania gniazd szerszeni czy innych owadów mamy specjalny kombinezon, który chroni nas w pełni przed ukąszeniami. Dodatkowo mamy możliwość przetestowania odzieży (i przy okazji naszej sprawności) w komorach znajdujących się w Bielsku-Białej czy Katowicach. Są to tunele, rury, schody, drabinki z różnymi warunkami w środku – taki labirynt, który pozwala na sprawdzenie czy wszystko działa zgodnie z przeznaczeniem, a my sami czy potrafimy w tym pełnym umundurowaniu się swobodnie poruszać.

A.P: Najtrudniejsze doświadczenie?
K.G: Wypadki z udziałem dzieci.

A.P: Jak sobie z tym radzisz?

K.G: Traktujemy to zadaniowo. W takich sytuacjach staramy się wyłączać myślenie. Nie widzieć
w poszkodowanym dziecka, tylko „obiekt”. Wtedy możemy z chłodną głową działać i nieść pomoc. Choć nie wyklucza to faktu, że pewne obrazy zostaną z nami już na zawsze. Nie da się ich w żaden sposób wymazać.

A.P: Jak Twoja pasję odbiera Twoja rodzina?

K.G: Dzieciaki są dumne, że mają tatę strażaka. Żona rozumie tą pasję, choć śmieje się, że to moja kochanka. Zawsze, gdy jadę na akcję – martwi się. Nie śpi dopóki nie wrócę. Ale w pełni akceptuje to, co robię.

A.P: W jak wielu akcjach uczestniczysz miesięcznie/ rocznie?

K.G: Jesteśmy jednostką szybkiego reagowania i rocznie wyjazdów mamy około 200 – 250. Nie we wszystkich uczestniczę, chociaż bardzo bym chciał. Muszę jednak pogodzić pasję z życiem osobistym
i zawodowym. Podczas wrześniowych podtopień od razu po pracy jechałem na akcję. Wróciłem wtedy o 4 nad ranem, odpocząłem i na 14.00 do pracy. Sam muszę ocenić ile mogę z siebie dać, ile poświęcić, aby nie zaniedbać rodziny, obowiązków służbowych i swojego zdrowia.

A.P: A jak wyjazdy wyglądają od strony technicznej?

K.G: Pracujemy w OSP na aplikacji EREMIZA. Dostajemy tam zgłoszenia i sami decydujemy czy jesteśmy dyspozycyjni do wyjazdu. Do wyjazdu potrzebnych jest minimum 6 osób, w tym jeden Kierowca i jeden Dowódca (aktualnie na stanie mamy około 35 osób, 10 Dowódców, 8 Kierowców). Aplikacja ściąga też nasze dane lokalizacyjne, aby było wiadomo ile kto potrzebuje czasu, aby bezpiecznie dotrzeć
do jednostki. Mamy także grupę w Whatsappie, gdzie wymieniamy się informacjami, zdjęciami z akcji. Jesteśmy zespołem, prawie rodziną. Z uwagi na charakter naszej pasji – musimy mieć do siebie pełne zaufanie.

A.P: Ty pełnisz rolę Dowódcy, masz także uprawnienia Kierowcy. Z czym to się wiąże?

K.G: Po przyjeździe na miejsce zdarzenia to ja odpowiadam za rozdzielenie pracy. Ja decyduję komu pomagamy w pierwszej kolejności. Jakie czynności należy wykonać i kiedy. Prowadzimy rozpoznanie i przekazujemy wnioski przez radiostację do Państwowej Straży Pożarnej. Później po zakończonej akcji wypełniam dokumenty. Każdy wyjazd musi być podsumowany protokołem, który jest przekazywany do PSP. Oceniamy także zużycie materiałów, zużycie wody, długość pracy pompy, zużycie aparatów tlenowych. Ja decyduję także o ewentualnej konieczności wezwania Policji, jeśli na miejscu spotykamy się z agresją świadków.

A.P: Często zdarza się, aby ktoś był wobec Was agresywny?

K.G: Raczej nie. Ludzie mają do nas i naszej pracy duży szacunek. Dodatkowo nasze wyposażenie
i odzież chronią nas przed ewentualnymi „atakami”. Ludzie zasadniczo niewiele są w stanie nam zrobić. Ale jeśli chodzi o agresję słowną – czasem potrzebujemy wsparcia. Ludzie różnie reagują na sytuacje stresowe. Czasem mają pretensje, że za długo zajął nam przyjazd. Ale to są sporadyczne sytuacje.

A.P: Jakie trzeba mieć predyspozycje, aby realizować się w takiej pasji?

K.G: Na pewno nie można się bać. Wszelkie lęki (przestrzeni, wysokości, klaustrofobia) także odpadają. Dobrze mieć kondycję fizyczną, pełne zdrowie i być zwinnym. No i chyba najważniejsze – trzeba to po prostu kochać.

Bardzo dziekuję za rozmowę.
Życzymy powodzenia w kolejnych akcjach!

Red. Anna Pilot